Od 1 stycznia wzrosło minimalne wynagrodzenie za pracę oraz stawka godzinowa. Kolejna podwyżka jest planowana na 1 lipca 2024 roku. Prasa liberalna ogłosiła już, że nastaje „rok pracownika”. Narzeka również na rosnące wraz z pensjami koszty zatrudnienia oraz składki zdrowotne płacone przez kapitalistów. Czy świat pracy rzeczywiście tak bardzo zyskał na decyzji rządu PiS, która została podtrzymana przez obecną koalicję? Przyjrzenie się danym liczbowym pozwala stwierdzić, że postęp jest iluzoryczny.
Od nowego roku pensja minimalna wzrosła z 3600 do 4242 zł brutto, natomiast stawka godzinowa z 23,5 do 27,7 zł. W połowie roku podwyżki sięgną 4300 zł oraz 28,1 zł za godzinę pracy. To łącznie wzrost o około 20%.
Ta kwota z pozoru wygląda imponująco, jednak, gdy skonfrontujemy ją ze wzrostem kosztów życia studzi zapał. Po pierwsze znacząco wzrastają koszty wynajmu mieszkań. Obecne prawo daje właścicielom możliwość łatwej podwyżki czynszów o wskaźnik inflacji z roku poprzedniego. Dokładne dane nie są jeszcze znane, lecz eksperci szacują, że wzrost może osiągnąć nawet 12%. Jeszcze gorzej przedstawia się sytuacja kosztów energii elektrycznej. Taryfy, według Urzędu Regulacji energetyki mają wzrosnąć o 76 proc. Ceny gazu rosną z kolei o 48%. Wprawdzie taryfy na energię zostały zamrożone ustawą, jednak w prawie pozostawiono furtkę. Zamrożone ceny obowiązują tylko do pewnych limitów wykorzystania energii. Przy korzystaniu na przykład z energii elektrycznej do ogrzewania mieszkania lokatorzy mogą być niemal pewni przekroczenia limitów, a to naraża ich na duże koszty. W przypadku mieszkańców budynków bez centralnego ogrzewania, wzrosty te mogą skonsumować całe podwyżki pensji minimalnej.
Dodatkowo zamrożenie cen obowiązuje jedynie do połowy roku. Przedłużenie go na drugie półrocze wcale nie jest pewne. Eksperci URE szacują, że zniesienie ograniczeń cen mogłoby spowodować wzrost rachunków o 60-70%, a także dodatkowo podbić inflację o kilka punktów procentowych. W takim scenariuszu podwyżka płacy minimalnej nie wystarczałaby nawet do utrzymania się na dotychczasowym poziomie. Zwłaszcza, że ceny wzrosłyby powyżej obecnych przewidywań.
Jeśli chodzi o koszty życia, czyli zakup podstawowych produktów, analitycy szacują, że w roku 2024 może on wynieść około 6,1 procenta. Najbardziej, bo o 8% zdrożeje pieczywo. Mięso ma zanotować 7% wzrost ceny, a nabiał podobnie jak tłuszcze roślinne około 5%. Wszystko to przy optymistycznym założeniu, że inflacja nie przekroczy szacowanej przez Narodowy Bank Polski. Bank centralny zakłada, iż w roku 2024 wyniesie ona 4,6%. Nieco bardziej optymistyczni są ekonomiści Banku ING szacując ją na poziomie około 4%. Najbardziej pesymistyczny scenariusz przewiduje jednak inflację na poziomie 8,1%.
Więcej w nowym roku zapłacą kierowcy. Opłaty paliwowe wzrosły o 13,2 dla wszystkich rodzajów paliw. Nie pozostaje to bez wpływu również na transport publiczny. W bieżącym roku, zapewne już po wyborach samorządowych planowanych na kwiecień, nastąpią podwyżki cen biletów.
Dobra takie jak mieszkania pozostają w Polsce w sferze luksusowej. W wyniku rekordowych, sięgających 30 marż deweloperów, dla zarabiających pensję minimalną czy nieco więcej, są one wciąż niedostępne.
Wzrost pensji minimalnej nie jest więc żadnym osiągnięciem, ale zatrzymaniem bardzo negatywnego trendu z ostatnich lat. W roku 2022 średnia siła nabywcza pensji mieszkańca Polski spadła po raz pierwszy od 30 lat. Wśród grup zarabiających na poziomie minimum ten spadek był najbardziej widoczny, głównie z powodu inflacji. Nie są jeszcze znane pełne dane za rok 2023, jednak nie zanotowano w nim znaczącej poprawy. Negatywne trendy jedynie wyhamowały. Bez podniesienia pensji minimalnej w nowym roku siła nabywcza spadłaby ponownie. Nie zmienia się dystans między Polską a Europą zachodnią, jeśli chodzi o wysokość zarobków. Nadal jest to ponad 30%, przy coraz bardziej wyrównujących się kosztach życia.
Miernikiem poziomu życia jest również zasób posiadanych przez społeczeństwo oszczędności. W roku 2023 Według badania „Barometr oszczędności 2023” żadnych oszczędności nie posiadało 21,8% dorosłych obywateli, z kolei zasoby ponad 24% nie przekraczały 5 tys. zł, czyli kwoty nieco wyższej od obecnej pensji minimalnej. Około 40% osób w roku 2023 musiało sięgnąć po oszczędności, aby spłacać bieżące rachunki. Według Krajowego Rejestru Długów średnie zadłużenie konsumenta w Polsce wynosiło w roku 2023 około 19 tys. zł. i wzrosło o około 2,8 mld zł. Względem roku poprzedniego. Najczęstszą przyczyną zadłużenia były kredyty na zakup, budowę lub remont nieruchomości. Około 2,3 mln osób wpadło w długi w wyniku niespłacania na bieżąco rachunków za media czy czynsze.
Klasa pracująca nie osiągnęła więc żadnego znaczącego sukcesu. Jej poziom egzystencji pozostaje niezmienny, a w przypadku nieprzewidzianych wahań inflacji może się nawet pogorszyć. 20% podwyżka płacy minimalnej jest ochłapem rzucanym ludziom pracy przez kapitalistów.