Kryzys dociera do najbardziej rozwiniętych państw kapitalistycznych. Sytuacja Wielkiej Brytanii ukazuje jak rządy wielkiego kapitału prowadzą do tragicznych skutków społecznych i ekonomicznych.
Brexit reklamowany jako uwolnienie się od dyktatu Unii Europejskiej oraz szansa na zwiększenie wydatków socjalnych, okazał się jedynie rozgrywką różnych grup wielkiego kapitału. Brytyjskie Office of National Statistics szacuje, że w roku 2022 średnie zarobki wprawdzie wzrosły, lecz ich powiększanie się zostało zniwelowane przez rekordową inflację, która w sierpniu osiągnęła 10,1%.
Kapitalizm okazuje się nieefektywny w zarządzaniu zatrudnieniem. Oficjalnie bezrobocie w Wielkiej Brytanii jest stosunkowo niskie, ponieważ w drugim kwartale 2022 roku wynosiło około 3,8%. Jednakże poziom aktywności zawodowej ludności nie wrócił do tego sprzed pandemii Covid-19. Oznacza to, iż znaczna część obywateli zrezygnowała z poszukiwania pracy. Dotknęło to zwłaszcza kobiety, a także osoby niezamożne. Część z nich znalazła zapewne zatrudnienie w szarej strefie, bez rejestracji.
Paradoksem jest, że jednocześnie występuje zjawisko bezrobocia oraz niedoboru pracowników. Brakuje przede wszystkim osób do pracy w usługach publicznych – ochronie zdrowia, edukacji, usługach komunalnych. Nie wynika to z niechęci Brytyjczyków do pracy, lecz polityki konserwatywnego rządu, który tnie wydatki na usługi publiczne. W systemie opieki zdrowotnej brakuje obecnie około 39 tysięcy pielęgniarek. Brakuje również lekarzy, ponieważ rządy torysów ograniczały działania uczelni medycznych. Brexit spowodował z kolei spadek napływu wysoko wykwalifikowanych emigrantów.
Jeszcze gorsza sytuacja panuje w transporcie publicznym, między innymi na kolei. 18 sierpnia związki zawodowe przeprowadziły strajk generalny, blokując ponad połowę połączeń kolejowych. W ten sposób protestowały przeciwko fatalnemu zarządzaniu na kolei. Zarząd spółki zapowiedział jednocześnie zatrudnienie nowych pracowników w celu likwidacji braków kadrowych oraz… zwolnienia. Okazało się bowiem, że celem reformy nie było usprawnienie obsługi pasażerów, lecz narzucenie pracownikom o wiele gorszych i bardziej elastycznych form zatrudnienia. Związkowcy wystąpili z postulatem dekomercjalizacji kolei. Dotychczasowe podporządkowanie jej jedynie rachunkowi ekonomicznemu oznaczało likwidację połączeń, a także zagrożenie dla bezpieczeństwa pasażerów.
Od dwunastu dni protestują pracownicy służb oczyszczania miasta w Edynburgu, którym zaoferowano jedynie 3,5% podwyżkę pensji, czyli zdecydowanie poniżej poziomu inflacji.
Z postulatem wyrównania inflacyjnego dochodów wystąpili również dokerzy, którzy w szeregu portów już od 8 dni wstrzymują się od pracy.
Rząd konserwatystów odpowiedział, iż w przyszłości użyje nadzwyczajnych środków i ustaw aby zapobiec strajkom. Pokazał więc, że jest marionetką w ręku wielkiego kapitału.
Problemem Wielkiej Brytanii w obliczu kryzysu jest brak politycznej alternatywy i reprezentacji ludzi pracy. Lider Partii Pracy Keir Starmer dystansuje się od postulatów związkowców. Jego pomysłem są co najwyżej dopłaty do czynszów czy wsparcie obywateli w regulowaniu różnych opłat za usługi publiczne. Powiedział nawet, że jego zdaniem nacjonalizacja sieci energetycznych „zwiększy rachunki za prąd”. Nie chce w ten sposób przeszkodzić działalności kapitalistów czerpiących korzyści z rosnących cen. Partia Pracy stroni nawet od klasycznych socjaldemokratycznych postulatów nacjonalizacji usług publicznych oraz zwiększenia progresji podatkowej.
Brytyjski dwupartyjny system polityczny gwarantuje wielkiemu kapitałowi bezpieczeństwo w czasie kryzysu. Wybory spowodują jedynie zmiany personalne lecz nie społeczne i ekonomiczne. Do tego potrzebne byłoby wystąpienie proletariatu oraz wspólna walka zatrudnionych we wszystkich kluczowych branżach gospodarki.