Komunistyczna Partia Polski wyraża poparcie dla protestów polskich rolników, sprzeciwiających się nierównemu traktowaniu, a także narzucanym w interesie wielkiego kapitału zasadom "Nowego Zielonego Ładu"

F. Dzierżyński: "my - komuniści, powinniśmy żyć tak..."

Opublikowano:

Kategoria: Bez kategorii


Zamiast wstępu

2013-08-31 19.50.27Feliks Dzierżyński to rewolucjonista budzący skrajne emocje. W Rosji ukazała się w tym miesiącu jego nowa biografia pióra Siergieja Kredowa, opublikowana przez wydawnictwo Młoda Gwardia. Jej autor, historyk i publicysta podjął się ukazania swojego bohatera na tle epoki. W wywiadzie poświęconym tej książce, przeprowadzonym w końcu sierpnia przez portal Kultura, Kredow został poproszony o ustosunkowanie się do tego, że Dzierżyńskiego postrzega się często jako symbol represji, a Che Guevara utrwalił się w pamięci społecznej jako bohater. W odpowiedzi badacz stwierdził m.in., że Dzierżyński był rewolucjonistą, a nie siepaczem. Podkreślał także, że nie torturował swoich aresztantów. „ Były skazaniec pogardzał takimi metodami” – zaznaczał, dochodząc do konkluzji: „dostanie się do niego na przesłuchanie uznawano za wielki sukces. Mówił i argumentował. Rozmawiał uprzejmie nawet z wrogami”*. Badania Kredowa wpisują w naukowe ustalenia ostatnich lat prowadzone za granicą przez m.in. prof. Aleksandra Plechanowa.

Kredov13W Polsce do pewnego stopnia przełamuje mit krwawego oprawcy publikacja UMCS „O Polską Republikę Rad Działalność polskich komunistów w Rosji Radzieckiej 1918-1922” autorstwa Konrada Zielińskiego, odwołująca się także do mojej książki „Julian Marchlewski – bohater czy zdrajca?”. Książce Zielińskiego należało by poświęcić odrębną, krytyczną recenzję. Ważne jest jednak, że autor jej zwrócił uwagę na kwestię niezależności myśli politycznej polskich komunistów, także w okresie tworzenia przez nich Tymczasowego Komitetu Rewolucyjnego Polski i potwierdzał mimo woli kwestię poparcia tej inicjatywy przez klasę robotniczą i rzemieślników, jak też humanitarną postawę Dzierżyńskiego, przeciwstawiającego się gwałtom i nadużyciom i organizującego opiekę nad jeńcami i chorymi niezależnie od przekonań podczas wojny polsko-bolszewickiej, a także podczas opuszczania ziem polskich.

Poniższy tekst mojego autorstwa jest nie tylko rocznicowym wspomnieniem, ale też stanowi efekt wieloletnich badań. Myślę, że powinien stanowić przystępny zarys losów i działalności tego rewolucjonisty ukazanych na tle epoki. Wiele epizodów, na które zwróciłem uwagę, pozostaje nieznanych szerszemu ogółowi. Dominują zakłamane mity, bądź ukazujące Dzierżyńskiego jako współczesnego Wallenroda, który „wybił więcej Rosjan, niż ktokolwiek”, bądź też jako nieludzkiego kata. Wydawnictwa i portale odwołujące się do treści lewicowych wolą często milczeć w tej kwestii, niż przy pomocy faktów i związków przyczynowo-skutkowych uderzać w stereotypy utrzymywane w interesie wielkiego kapitału.

*Siergiej Kredow: Łubianka nie jest miejscem dla kamienia sołowieckiego, portal Kultura 31.08.2013

„my – komuniści, powinniśmy żyć tak…”
rzecz o Feliksie Dzierżyńskim [Z okazji 136 rocznicy urodzin]

Jego postać wciąż budzi zainteresowanie i żywe kontrowersje. Przyczyniają się także do tego złowieszcze legendy i spojrzenie przez pryzmat literackich paszkwili, jak np. książka hr. Ronikiera „Dzierżyński czerwony kat”. Jednak nawet wśród ideologicznych przeciwników pojawiają się niekiedy głosy zdradzające pewne wątpliwości, z którymi nie wiedzą, co zrobić. Należy do nich Jan Ciechanowicz, który w opracowaniu „Z rodu polskiego” przyznał: „Jak wynika z pierwoźródeł, Dzierżyński, uczestnicząc w posiedzeniach najwyższych organów władz bolszewickich, często przeciwstawiał się aktom okrucieństwa, do których szczególnie skłonni byli funkcjonariusze CzK wywodzący się z plebsu. Tak Blumkin, morderca posła Mirbacha, był oficerem CzK. Według zeznań F. Dzierżyńskiego w 1918 r. podpity Blumkin pozwalał sobie mówić takie rzeczy: życie ludzi jest w moim ręku, podpiszę papierek – po dwóch godzinach nie ma ludzkiego życia. Oto siedzi u mnie obywatel Pusłowski, poeta, wielka wartość kulturalna, podpiszę mu wyrok śmierci, ale, jeśli roz¬mówcy [Dzierżyńskiemu -DJ] to życie potrzebne, on mu je zostawi itd… (Krasnaja kniga WCzK; Sbornik dokumientow, Moskwa 1989, t. 1, s. 257). Dzięki wsta¬wiennictwu Dzierżyńskiego uratowano życie setkom niewinnych, czę¬sto wybitnie uzdolnionych, ludzi”.

Wątek różnic między Dzierżyńskim a ekstremistami w WCzK opisują także E. Watała i W. Woroszylski w pisanej w końcu lat 50. biografii Jesienina. Podali oni, że Blumkin przechwalał się, że zamierza rozstrzelać aresztowanego historyka sztuki. Doprowadziło to do scysji z Mandelsztamem. Ten poprzez znaną i zasłużoną komunistkę Larysę Reisner skontaktował się z Dzierżyńskim, który natychmiast rozkazał uwolnić aresztowanego. Znane i potwierdzone również w źródłach prywatnych i nie mających wiele wspólnego z komunizmem są liczne interwencje szefa WCzK ratujące życie uwięzionym i zagrożonym wyrokiem śmierci zarówno Polakom, jak i przedstawicielom narodów radzieckich, co do których niewinności się przekonał. Zdarzało się, że oprócz przeprosin za pozbawione podstaw aresztowanie, kazał ich odwozić służbowym samochodem. Wspomina o tym nawet wrogo nastawiony do komunizmu filozof Nikołaj Bierdiajew, co stanowi potwierdzenie innych relacji. Helena Bobińska, żona jednego z czołowych polskich działaczy komunistycznych w Rosji Radzieckiej Stanisława Bobińskiego, zanotowała w swoich zapiskach z kwietnia 1918 r.: „Zaraz po tym przyszła Zagoskina. Rozpromieniona. Mąż jej przyjechał wczoraj o dziesiątej wieczorem. Dzierżyński odesłał go własnym autem i przeprosił za «bezpodstawne», jak mówił, zatrzymanie”.

Do przemilczanych obecnie faktów należy, że do czasu wybuchu powstania lewicowych eserowców w sierpniu 1918 r. skutkującego rozstrzeliwaniem komunistów w 23 miastach Rosji, Lenin i Dzierżyński powstrzymywali egzekucje z przyczyn politycznych, mimo, że przeciwnicy rewolucji nie szczędzili zamachów przeciw władzy radzieckiej, mogących skończyć się nawet śmiercią samego bolszewickiego przywódcy.
Podczas zamieszek anarchistów w Moskwie przewodniczący WCzK dał im 24 godziny, aby opuścili miasto, a dopiero potem przystąpił do walki z nimi i i ich rozbrajania. Według cytowanych już zapisków dziennych Heleny Bobińskiej z 16 kwietnia 1918 r., przyczynił się do uwolnień nawet ideowych anarchistów, zwracając im broń, poświęcając całą noc na śledztwo mające wyodrębnić ich od zwykłych bandytów i agentów kontrrewolucyjnych organizacji kryjących się pod anarchistyczną flagą, pozostałych zatrzymując w więzieniu. A działo się to w dniach, gdy grzebano ofiary anarchistycznych zamachów. Także i potem uwięzionych za udział w zamachach bombowych anarchistów zwolnił na słowo honoru na pogrzeb księcia Kropotkina.
Na wniosek Dzierżyńskiego popartego przez Lenina zniesiono karę śmierci w Kraju Rad w 1920 roku, co było ewenementem na skalę światową. Po przejęciu władzy w 1917 roku przez bolszewików najcięższą karą dla przeciwników politycznych było więzienie w zakresie roku, dwóch lub przyrzeczenie, że nie będą szkodzić władzy Kraju Rad. Dopiero biały terror wymusił konieczność obrony w postaci czerwonego terroru, inspirowanego i realizowanego zresztą na własną rękę również przez czynniki oddolne. Nawet wrogi bolszewikom od rozpadu ZSRR dawniej umiejący odróżnić poglądy leninowskie od stalinowskich wypaczeń historyk Wołkogonow zmuszony był przyznać: ”Czerwony terror rozpoczął się w odpowiedzi na biały”.

Wbrew komentatorom, którzy na siłę chcieliby przedstawić go jako dyszącego żądzą mordu potwora, Dzierżyński nie był zbrodniarzem łaknącym ofiar i krwi. Obecnie łatwo przemilczeć, że trwała okrutna wojna, kapitaliści potracili olbrzymie majątki w Rosji i tracili równie wiele pieniędzy na sponsorowanie bezwzględnej walki przeciwko bolszewikom. W sytuacji, jakiej się znalazł Dzierżyński, musiał przeciwstawić się tym, przeciwko którym przez całe życie konsekwentnie i z determinacją walczył. Biorąc pojmanych na spytki, umiał dostrzec przyczyny ich postępowania, odróżniał ludzi, którzy walczyli dla mamony od przypadkowo uwięzionych i walczących dla swojej idei. Tych drugich szanował i często uwalniał, jak chociażby wspomnianych wyżej anarchistów, czy księży, którzy musieli wywrzeć swoją pokorą i wiarą wrażenie na Feliksie. I nie ważne dla niego było czy ich wiara zgadzała się z jego, umiał uszanować ludzi takich jak on sam, ludzi przesiąkniętych ideowością i pragnieniem zmiany człowieka na lepsze.

Lecz biografii Dzierżyńskiego nie powinno się rozpatrywać wyłącznie mając wzgląd na jego aktywność jako twórcy WCzk i podwalin wywiadu radzieckiego. Już cała jego działalność konspiracyjna na Wileńszczyźnie, a potem w Królestwie Polskim (choćby agitacja wśród żołnierzy w garnizonie w Puławach, tworzenie drużyn bojowych SDKPiL w dobie rewolucji 1905-1907 albo prowadzenie pochodu 1 majowego w 1906 r., krwawo zasieczonego carskimi nahajkami siepaczy, którzy nie wahali się odciąć głowy małej dziewczynce uczestniczącej w nim pod opieką rodziców i jego ofiarność w noszeniu rannych do szpitali) , czy w Galicji, a także w więzieniach carskich, w których organizował bunty tworząc np. na krótko wolną autonomiczną republikę w więzieniu siedleckim w 1901 r. stanowi materiał na doskonały film biograficzno – sensacyjny. Nie wspominając już o brawurze i fantazji, jaką wykazywał przy ucieczkach z zesłania. Co więcej zupełnie nieznana jest jego humanitarna pomoc jakiej udzielał w okresie uwięzienia w Siedlcach śmiertelnie choremu na gruźlicę swemu współwięźniowi i przyjacielowi, Antoniemu Rosołowi, synowi Jana Rosoła, wynosząc go na własnych rękach na świeże powietrze, gdy nie mógł już chodzić. Świadkowie tych faktów, jak np. robotnik, Józef Retke, późniejszy szef Organizacji Bojowej PPS, któremu podlegał Stefan Okrzeja twierdził także po latach, gdy już w Polsce międzywojennej tworzono wokół postaci Dzierżyńskiego czarną legendę, że jeśli znał kogoś, kogo można uznać za świętego, to był to Dzierżyński, któremu nawet gdyby nie uczynił już w życiu niczego więcej i tak należałby się pomnik, za to co zrobił dla Rosoła.

Jeśli ktoś uznałby to za element hagiografii, to warto to skonfrontować np. z z zapiskami z jedynym z ocalałych pamiętników więźnia, pisanych przez niego w czasie uwięzienia w X Pawilonie Cytadeli Warszawskiej i humanistycznym nastawieniem jakie prezentuje tam wobec nawet przeciwników klasowych, ale także z całą jego późniejszą działalnością w Rosji Radzieckiej widzianą nie przez pryzmat powielanych schematów, lecz solidnych badań uwzględniających konteksty wydarzeń i związki przyczynowo – skutkowe. Obecnie równolegle z innymi mrożącymi krew opowieściami, wyssanymi z palca i tworzącymi jego czarną legendę, przykładowo powtarza się zaczerpnięte np. z paszkwilu „Dzierżyński czerwony kat” napisanego przez chorego psychicznie hrabiego Bohdana Jaxę – Ronikiera bajki, że był to mściciel, który z satysfakcją organizować miał rzekomo mordowanie Rosjan.
Nic bardziej błędnego. W momencie, gdy kilkanaście obcych państw rzuciło swoje armie do walki z młodą republiką rządzoną przez robotników i chłopów, współpracując z rodzimymi armiami interwenckimi, które pragnęły odzyskać panowanie klasowe burżuazji, która dzięki fałszywym obietnicom pokoju dokonała obalenia caratu, bądź przywrócić monarchię, uchwycić na nowo władzę, biorąc Rosję w swe posiadanie choćby głodem, zorganizowanym sabotażem i bezlitosnym masowym terrorem uderzających nie tylko w rewolucjonistów, czy członków aparatu władzy lecz także ludność cywilną, Dzierżyński nie mógł otwarcie żądać zniesienia kary śmierci, dlatego jedynie starał się w owym najcięższym czasie oszczędzić jej tym, których sprawy do niego szczęśliwie dotarły i podczas rewizji których stwierdzał, że są przetrzymywani w więzieniu bądź skazywani na śmierć bezpodstawnie. W ten sposób ocalił wielu Polaków, Rosjan, Ukraińców, bądź przedstawicieli innych narodowości reprezentujących różne poglądy i wyznania.

Wśród tego rodzaju spraw, których liczne ślady można znaleźć także w archiwach domowych wielu również polskich rodzin, historykom powinien być znany przypadek niejakiego Sidorenko, który uciekł z ukraińskiego aresztu WCzK prosto do Moskwy i dotarł do Dzierżyńskiego, przedstawiając mu swoją sprawę i nie zawiódł się – Dzierżyński rozkazał uwolnić niewinnego człowieka, nad którym wisiał poprzednio wyrok śmierci. Dążąc do wyeliminowania ferowania wyroków wobec niewinnych czy obciążonych błahymi czynami, wprowadził nakaz, że jeśli zapadnie wyrok śmierci, śledczy który go wyda, ma obowiązek spojrzeć ofierze w twarz nie tylko odczytując wyrok, lecz osobiście go wykonując i dokonując pochówku.

Na jego wniosek doszło do pierwszej amnestii przeprowadzonej w 1919 r. Jednak w połowie 1920 r., kiedy tylko pierścień okrążenia wokół Rosji Radzieckiej za sprawą zwycięstw Armii Czerwonej, za cenę niemałych strat nieco osłabł, Dzierżyński przy wsparciu Lenina zażądał od Centralnego Komitetu Wykonawczego Rad zniesienia kary śmierci z kompetencji WCzK i jej reorganizacji, uwzględniającej rozwiązanie terenowych organizacji, które splamiły się w poczuciu własnej fanatycznej racji stosowaniem ślepego terroru, bezprawnymi uwięzieniami, bądź innymi naruszeniami praworządności i godności aresztowanych. Zaznaczał wówczas, że „nie powinno być żadnego udowadniania przestępstwa samym pochodzeniem klasowym” i „nasza polityka karna nie jest dobra”. Kiedy indziej pisał do swego zastępcy Józefa Unszlichta, że lepiej pomylić się tysiąc razy dla liberalizmu, niż skazać jednego niewinnego człowieka, krytykując, że nie powinno być w więzieniach ludzi, których obciąża jedynie „nieszkodliwe gderanie na władzę radziecką”.

Starał się włączać do pracy w WCzK ludzi reprezentujących podobny poziom do jego własnego, jak np. Wiaczesław Mienżyński czy szef wywiadu WCzK Artur Artuzow. Jednak zdawał sobie sprawę, że do pracy w tym aparacie mogą przenikać, jak to określał, zarówno święci, jak i łajdacy. Dla tych ostatnich był bez litości. Wśród funkcjonariuszy WCzK, których Dzierżyński zamierzał aresztować za nadużycia władzy i naruszanie prawa znalazł się m.in. późniejszy szef specsłużb i prawa ręka Stalina, Ławrientij Beria. Jedynie interwencja Stalina i Ordżonikidzego ochroniła Berię. Mimo to trzeba zaznaczyć, że jeszcze do 1928 r. Rosja Radziecka, a potem ZSRR miał stukrotnie mniej więźniów niż w późniejszym okresie.

Anne Applebaum w swoim skądinąd tendencyjnym monumentalnym opracowaniu „Gułag” nie ukryła stukrotnie mniejszej liczby więźniów w okresie do końca lat 20 w stosunku do karceryzacji w okresie umocnienia stalinizmu. W rzeczywistości nawet w najcięższych latach wojny domowej było w Rosji Radzieckiej (wliczając kryminalistów) mniej niż 100 tys. uwięzionych, czyli około dwa razy więcej w porównaniu z obecną Polską. W 1930 r. liczba ta osiągnęła wielkość 662 257, systematycznie wzrastając w latach następnych . Więziony w okresie późniejszym przez Gestapo i NKWD Aleksander Weissberg-Cybulski, autor książki „Wielka czystka” wspominał, że w dobie lat 20 więzienia radzieckie miały opinię najbardziej humanitarnych w Europie.

Nawet Anne Applebaum we wspomnianym opracowaniu nie sugerowała masowej zagłady, która miała by być przyczyną znacznego spadku liczby więźniów (w 1922 -57 tys.; 1928 – 30 tys.) przed okrzepnięciem władzy biurokracji stalinowskiej, gdy statystyki te poszły w górę, wraz ze znacznym pogorszeniem warunków w miejscach odosobnienia, wskutek czego śmiertelność zaczęła zbierać tam spore żniwo. Przyznała za to, że jeszcze 6 lat po śmierci Lenina wpływ na los więźniów miał reaktywowany właśnie z udziałem Dzierżyńskiego tuż po rewolucji nielegalny, co warto podkreślić, zarówno za rządów caratu i za rządu tymczasowego Polityczny Czerwony Krzyż.

Wypada się zgodzić z tym, co napisał prof. Andrzej Andrusiewicz w podsumowaniu do wydanego w 2011 r. przez „Świat Książki” opracowania swego autorstwa „Piotr Wielki. Prawda i mit” o poglądach antykomunisty – nacjonalisty Sołżenicyna, który nazywał Piotra I i Lenina „agentami Zachodu” i opowiadał się za tradycją „zdrowej izolacji” czasów stalinowskich: „Sołżenicyn, ofiara stalinizmu, zdawał się nie zauważać, że to właśnie izolacja zrodziła Archipelag Gułag”.

Rewolucjoniści starali się wyeliminować zarówno w armii, jak i służbach specjalnych stosowane i uprawnione jeszcze po rewolucji lutowej kary cielesne, łączące się z brutalnymi pobiciami. Stosujących tego typu niedozwolone metody w śledztwie Dzierżyński karał surowo. Wszelkie zmiany w kodeksie karnym rozszerzające zasięg przestępstw, zaostrzające kary i sankcjonujące masowe egzekucje i drastyczne metody przesłuchań nastąpiły już po śmierci Dzierżyńskiego.

Ponadto wprzęgnął on podległe sobie służby do działalności mającej na celu ratowanie z ulicy sierot po wojnie domowej i I wojnie światowej, organizując budowanie sierocińców i adopcje dla bezdomnych dzieci, które nie mając innej możliwości przeżycia, chwytały się działalności przestępczej. Republika Rad przeznaczyła 20 miliardów rubli na żywienie dzieci. Na dworcach i placach miast w zimne dni rozpalano ogromne piece, by ogrzać bezdomnych malców, w ogromnych kotłach gotowano dla nich strawę. W kwietniu 1923 roku na apel Dzierżyńskiego ogłoszono „Tydzień chorego i bezdomnego dziecka”, zbierając ubrania, produkty żywnościowe i pieniądze dla dzieci.

Osobnym rozdziałem życia Dzierżyńskiego i materiałem na kolejny, trzeci już film, jest jego aktywność w charakterze działacza gospodarczego poczynając od przejęcia steru ludowego komisariatu komunikacji, a na przewodnictwie Najwyższej Rady Gospodarki Narodowej kończąc.
Ujawnił się na tych stanowiskach jako wysoce krytyczny państwowiec wobec bezdusznej biurokracji, której realia pracy poznawał teraz z bliska, jednocześnie nie ukrywając, że brak mu fachowej wiedzy i doświadczenia i przyszedł do resortu gospodarczego uczyć się. Krytykując m.in. nadużycia i to co określał, jako „potęgę papierka”, wskazywał, że „patrzenie oczami aparatu – jest to zguba dla zarządzającego.” „Jaki system pracy jest najbardziej skuteczny? – pytał – I odpowiadał sam sobie: – System zaufania i osobistej odpowiedzialności”. Oczywiście mimo, że był on działaczem państwowym, zdawał sobie sprawę, że bez obumierania aparatu państwowego, które jest możliwe jedynie w warunkach braku poważnych zagrożeń wewnętrznych i zewnętrznych, nie ma mowy o komunizmie.
Włączając do współpracy przedrewolucyjnych ekonomicznych specjalistów, sprowadzanych także z emigracji, nie krył irytacji, że w pierwszym państwie robotników i chłopów, nie wydaje się prac rodzimych naukowców docenianych na zachodzie: „Jeśli byście się zaznajomili z sytuacją rosyjskiej nauki w dziedzinie technologii, to wy bylibyście zdziwieni sukcesami. Ale, niestety, kto czyta prace naszych naukowców? Nie my. Kto ich wydaje? Nie my. Z nich mają korzyść i publikują je Anglicy, Niemcy, Francuzi, którzy wspierają i korzystają z tej nauki, której my nie wiemy jak używać”.

W swoim niezwykle napiętym grafiku, Dzierżyński znalazł czas m.in., by udzielać się w posiedzeniach komisji ds. lotów międzyplanetarnych, gdzie dyskutował z prof. Konstantym Ciołkowskim, a także, by zainicjować powołanie towarzystwa przyjaciół kina radzieckiego i istniejącego do dziś klubu sportowego czekistów „Dynamo”. Żywo interesował się działalnością polskich komunistów na emigracji i w miarę możliwości brał w niej udział. Był współzałożycielem Związku Byłych Katorżników i Zesłańców Politycznych oraz wraz z Julianem Marchlewskim i Feliksem Konem Międzynarodowej Organizacji Pomocy Rewolucjonistom, mającej nieść materialną i moralną pomoc rodzinom więźniów politycznych w krajach kapitalistycznych.

Dość szybko przejrzał Stalina, w którym początkowo widział umiarkowanego centrowca, za sprawą jego zdolności maskowania się, stwierdzając otwarcie w rozmowie ze stojącym na czele Rady Komisarzy Ludowych Rykowem: „Polityki tych władz nie podzielam. Nie rozumiem jej i nie widzę żadnego sensu”. Nie popierał jednak opozycji, której działalność uważał za rozbijacką wobec partii, dlatego swoje krytyczne opinie na temat kierownictwa zawarł w prywatnych wypowiedziach i korespondencji. Daje się jednak zauważyć, że unikał w nich personalizowania tej krytyki pod adresem władz. Zwracał uwagę na ogólną sytuację, która jego zdaniem sprzyjała pogrzebaniu owoców rewolucji przez dyktatora, który będzie grabarzem rewolucji, niezależnie od tego, jak czerwone pióra będą przyozdabiały jego ubiór – jak przestrzegał w jednym z ostatnich listów. Rządzącej nowej biurokracji przeradzającej się w nomenklaturę były nie w smak jego przekonania, które formułował następująco: „my – komuniści, powinniśmy żyć tak, aby masy pracujące wiedziały, że nie dorwaliśmy się chciwie do władzy w imię osobistych interesów kasty, nie jako nowa arystokracja, lecz słudzy ludu”. Prawdopodobnie zdecydowało to o inwigilacji jego osoby przez prokuraturę z wyższej sankcji, która starała się od 1923 r. znaleźć bądź raczej sfabrykować dowody, że znany z nieprzekupności rewolucjonista bierze łapówki.
Atmosfera politycznego zaszczucia jakiej go poddano podkopała mocno jego i tak nadwyrężone zesłaniem i więzieniami zdrowie i równowagę psychiczną, co najprawdopodobniej stało się przyczyną jego śmierci, jeśli nie było to samobójstwo, którym w ostatnich miesiącach próbował szantażować swoich towarzyszy kilkakrotnie, na przemian z gotowością rezygnacji ze wszystkich stanowisk, by nie zarażać swymi wątpliwościami, lub też efekt działania trucizny, zaaplikowanej mu, by źródło tych wątpliwości uciszyć na zawsze. Wiadomo, że w ostatnich dniach życia odmówił spotkania Stalinowi.

Własnego syna, Jana starał się wychować w duchu krytycznego samodzielnego myślenia, przesyłając mu, według jego własnych wspomnień, także karykatury pokazujące w krzywym zwierciadle rzeczywistość radziecką, jednocześnie ucząc go języka polskiego, w którym mówili obydwoje z jego żoną w domu i zarażając miłością do ojczystej literatury i kultury. Nigdy nie wyzbył się tęsknoty za Polską, do której jednak wskutek drogi rewolucyjnej, którą obrał i związanymi z tym oszczerstwami burżuazji, nie mógł na stałe powrócić, choć jeszcze w liście z rosyjskiego więzienia pisanym w 1916 r. do siostry Aldony, wyrażał nadzieję, mając na myśli siebie i swoje rodzeństwo, że „Warszawa zbierze nas wszystkich w nowym życiu”. Jak się okazało, poza epizodem Tymczasowego Komitetu Rewolucyjnego Polski w Białymstoku, miało to pozostać niespełnionym marzeniem.

Na marginesie wypada wskazać, że Lenin nie pomylił się, pisząc w 1922 r. swoje krytyczne uwagi w kwestii narodowościowej w ocenie Stalina, jako wielkorosyjskiego szowinisty – neofity. Popełnił jednak, jak odkrywają niedawno ujawnione dokumenty błąd w ocenie zrównywania postaw jego i Dzierżyńskiego. Po części był temu winien sam Dzierżyński, gdyż w kwestii gruzińskiej wprawdzie potępił rękoczyny kierując komisją wysłaną przez Lenina dla naruszeń praworządności na Zakaukaziu, gdy Ordżonikidze uderzył w napadzie szału miejscowego sekretarza partii – autonomistę, ale politycznie stanął po stronie Stalina. Jedno jest pewne, Dzierżyński wziął sobie do serca, jak się wydaje, krytyczne uwagi Lenina pod własnym adresem. Już gdy zaostrzał się konflikt z religią, przeciwstawiał się projektom zwalczania muzułmańskich duchownych. W 1923 r. wraz ze swoim ówczesnym zastępcą Wiaczesławem Mienżyńskim protestowali przeciwko aresztowaniu Mirsaida Sułtana Galijewa, tatarskiego komunisty – autonomisty postulowanemu przez Stalina. Mienżyński argumentował, że większość zarzutów wobec Galijewa nie jest popartych dowodami. Obaj zbojkotowali posiedzenie Politbiura poświęcone tej kwestii. Mimo, że uzyskał poparcie Zinowiewa i Kamieniewa w tej kwestii Stalin czekał z realizacją swej ofensywy przeciw Galijewowi do roku 1940. W kwestii polityki wobec Narodów Wschodu i Islamu warto odnotować, że w miarę możności powstrzymywał represyjne działania wobec tych republik zainicjowane w okresie odsuwania Lenina od spraw państwowych związanego z problemami zdrowotnymi.

Nie dziwi w tym kontekście, że Stalin uprzejmie, ale stanowczo uzasadnił swój sprzeciw wobec wniosku ustanowienia orderu im. Dzierżyńskiego, jaki 14 listopada 1932 r. przedłożony przez jego następcę Mienżyńskiego: „Nie potrzebujemy takiego orderu”. Dopiero w 1937 r. sekretarz generalny wystąpił z otwartą krytyką chwalonego dotąd publicznie rewolucjonisty, co miało uzasadnić kolejną falę represji w organach bezpieczeństwa.
Zgodnie z opracowaniem Nikity Pietrowa „Psy Stalina”, którego polskie wydanie opublikowane przez Demiart SA ukazało się w 2012 r., były czekista (a w momencie aresztowania w 1951 roku – scenarzysta) Maklarski zeznając na procesie dawnego wiceministra Bezpieczeństwa Państwowego Riumina, jak po oskarżeniu go o udział w „spisku syjonistycznym w MGB” podczas przesłuchania oświadczył, że jest uczciwym pracownikiem, nie popełnił żadnego przestępstwa przeciwko Ojczyźnie, przepracował w organach ponad 20 lat, a zaczynał jeszcze za Mienżyńskiego. Wówczas wiceminister Riumin odpowiedział: „Dzierżyński i Mienżyński niczego sobą nie reprezentowali”, dodając, że „wpuścili do organów szpiegów”, dlatego teraz trzeba „robić z tym porządek i pozbywać się tych szpiegów”, a „historia organów zaczyna się od nas„.

Nic nie oddaje lepiej niż przytoczone wyżej fakty, jak instrumentalnie propaganda tego czasu wykorzystywała legendę takich postaci jak Dzierżyński. Tak ciężkie oskarżenia skłaniają do przypuszczeń, że śmierć w 1926 r. uratowała go przed postawieniem przed sądem i staniem się jedną z pierwszych ofiar wielkiej czystki. Jednak ten instrumentalizm w zawłaszczaniu i interpretowaniu życiorysu Dzierżyńskiego w okresie stalinowskim miał także pokłosie w umocnieniu czarnej propagandy tworzonej przez jego przeciwników politycznych, jak też w towarzyszącej tej propagandzie interpretacjach, że być może był współczesnym Konradem Wallenrodem eksterminującym Rosjan…

Niniejszy szkic pozwala przedstawić w znacznym skrócie moje wieloletnie badania naukowe poświęcone postaci Feliksa Dzierżyńskiego. Chciałbym jednak, by przyczynił się on do zrozumienia jego postaci i epoki w której przyszło mu działać i kształtować swój światopogląd. A także zaprezentować choćby w zarysie ułamek szerokiego zakresu jego aktywności wykraczającej znacznie poza działalność w WCzK. Najwyższa już pora przywrócić godność postaci rewolucjonisty, który swoją postawą i życiem dochował wierności głoszonym ideałom i ocalił własne człowieczeństwo. Rewolucjonisty, którego przenikliwy krytycyzm pozwolił mu trafnie rozpoznać zagrożenia dla socjalizmu i ich skutki. Przy tym człowieka zdolnego do samokrytyki korygującej własne błędy i zarazem krytycznego, wiedzącego, kiedy należy się sprzeciwić i co wypada komuniście, a co przynosi mu ujmę. Nieubłaganego krytyka wypaczeń. Trzeba jednak pamiętać, że wroga propaganda nigdy nie wyrzeknie się kłamstw i mitów o nim.

Dawid Jakubowski